Przejdź do głównej zawartości

Gniazdo czytelnicze za 311 zł

W ramach przygotowań do ciemnej pory roku naszła mnie taka zachcianka, żeby posiadać stojący fotel-kokon, który będę wykorzystywać jako gniazdo czytelnicze w mroczne i zimne wieczory. Koniecznie stojący, a nie podwieszany, bo chyba tylko sami Bogowie wiedzą, co mam w suficie. Najpierw obeszłam wszystkie sklepy o odpowiedniej tematyce w Gdańsku i niestety nic nie znalazłam. W sumie, to już mnie nie dziwi, że czytelnictwo w Polsce leży - ludzie po prostu nie mają gdzie kupić odpowiednich mebli, na/w których mogliby się rozłożyć z książką! Potem zajrzałam do internetu, zobaczyłam cenę 1089 zł i padłam z wrażenia, ale też trochę ze śmiechu. A na końcu stwierdziłam, że chrzanię taką drogą komercję i że sama sobie to gniazdo czytelnicze uwiję :D



Zamówiłam przez internet fotel [ Jordrup ] z Jysk za 200 zł, ale bez poduszki, bo to dodatkowy koszt 85 zł, a ja zrobiłabym to taniej. Potem udałam się autobusem (2 bilety po 3.80 zł) do Ikei i do Obi (w Gdańsku są praktycznie obok siebie) i tam kupiłam:

  • dwie kołdry [ Silvertopp ] 150x200 cm po 15 zł każda,
  • materiał [ Kalkbräken ] na obicie rurek - ucięło mi się ciut ponad dwa metry, co kosztowało 41.37 zł,
  • [ rurki ] bodajże do ogrzewania podłogowego, czy cóś... no nie wiem do czego, ale kupiłam za dużo, bo aż dwa 10-metrowe zwoje po 16.99 zł. Wystarczył mi jeden zwój, a drugi wyniosłam do piwnicy i pewnie zużyję go do jakiegoś rękodzieła. Rurka była bardzo brudna i musiałam ją najpierw umyć ścierką nasączoną alkoholowo-cytrynowym psikaczem do okien.
  • Do tego dokupiłam girlandę świetlną za 15 zł w Flying Tiger, nie umiem znaleźć do niej linka. Może to dlatego, że jest taka zwyczajna? Wszak taką girlandę można kupić w dowolnym sklepie z girlandami ;)





Po obdarciu podstawki i misy fotela z kartonów okazało się, że obie części są bardzo śliskie i trzeba je zespolić. Okręciłam je mocno sznurkiem jutowym w sześciu miejscach:



Następnie zasiadłam w fotelu niczym królowa i przymierzyłam rurkę, żeby powstał łuk o odpowiedniej wielkości - takiej abym mogła tam łatwo wleźć i potem wyjść. Wyszły prawie 2 metry. Ucięłam odpowiedni kawałek rurki nożem do chleba, bo to mój jedyny nóż z ząbkami. Oprócz tego odmierzyłam (przy pomocy ramki ze zdjęciem Dziadków, hihihi) pas materiału o wymiarach 200x11 cm, uszyłam rulonik i założyłam go na rurkę jednocześnie sprytnie wywlekając go na prawą stronę. Nie chciało mi się szpilkować materiału na długości dwóch metrów, więc po prostu zaprasowałam go na pół przed szyciem. 





Rurkę obleczoną w materiał przymocowałam do fotela włóczką. Początkowo zieloną, ale za szybko się skończyła i ostatecznie wszystkie włóczkowe łączenia wymieniłam potem z zielonych na niebieskie. Potem powtórzyłam cały proces z większą ilością rurek:




A potem dodałam jeszcze kilka rurek i lampki:


Następnie wzięłam się za siedzonko i poduszkę pod plecy. Kołdrę siedzonkową złożyłam na cztery do formatu 100x75 cm i zszyłam wzdłuż jednego boku. Bogate doświadczenie podpowiedziało mi, że nawet perfekcyjnie złożona i wepchnięta w pokrowiec kołdra zawsze znajdzie sposób, żeby wrócić do swoich pierwotnych kształtów i rozmiarów. Kołdrę przeznaczoną na poduszkę pod plecy złożyłam na osiem do wymiarów 75x50 cm i też zszyłam ręcznie wzdłuż jednego boku.

Pokrowiec na siedzonko zrobiłam na drutach korzystając ze wzoru, który wykorzystałam kiedyś do zrobienia pufy [ klik! klik! klik! ]. Z jednej strony na szaro, z drugiej na ecru. Każda połowa zajęła mi aż 6 godzin dziergania! Zużyłam tak na oko 2*350 metrów sznurka bawełnianego o grubości 5 mm przy pomocy drutów 12 mm z żyłką.



Niestety, nie wystarczyło mi sznurka na zrobienie podobnego pokrowca na poduszkę pod plecy. Uszyłam więc na maszynie pokrowiec z materiału, który mi pozostał po obleczeniu rurek. Do tego dołożyłam po bokach dwie mniejsze poduszki zalegające na stryszku:


Ale to jeszcze nie wszystko :) Jakiś czas temu popełniłam niezbyt ładny [ podnóżek ], więc na początku września dorobiłam mu jeszcze nowe ubranko z włóczki na drutach 3 mm z żyłką:



A tak prezentuje się całość - ma jakieś 115 cm wysokości i około 100 cm szerokości i przy okazji głębokości, bo to prawie że kula:


Fotel bardzo miło mnie zaskoczył aż pod dwoma względami. Jest bardzo solidny, mogę go podnieść za rurki i przestawić i nic się nie odkształca ani nie wysmykuje z włóczkowych mocowań na okrętkę! Nie spodziewałam się takiej wytrzymałości po czymś, co robiłam na oko. Miałam też zakodowane w głowie, że takie dziwaczne fotele może i są ładne do podziwiania, ale pewnie nie są wygodne. No i pudło!!! Ten cały fotel jest tak wygodny, że nie chce mi się z niego wstawać :D 

Jestem też mile zaskoczona girlandą świetlną, którą kupiłam tylko do stworzenia przytulnego klimatu. W zasadzie nie potrzebuję dodatkowego oświetlania, bo czytam na tablecie, który generuje własne światło. Ale Małżonek przetestował, że lampki dają wystarczająco dużo światła do czytania na starym niepodświetlanym czytniku do e-booków. 


Gdybyście chcieli powtórzyć mój wyczyn, to tak przedstawiają się koszta, poniżej których ciężko byłoby mi zjechać:

  • fotel - 200 zł,
  • bilety na autobus do Ikei i Obi - łącznie 7.6 zł,
  • 10 metrów rurki - 16.99 zł,
  • 2 kołdry - łącznie 30 zł,
  • materiał na rurki i poduchę - 41.37 zł,
  • świetlna girlanda - 15 zł.

Razem: oszałamiające 310 zł 96 gr. Wszystkie pozostałe składniki, czyli sznurek, włóczkę, itp. miałam już w domu. Myślę, że wyszło dość niedrogo :) 






Komentarze

Prześlij komentarz